piątek, 13 lutego 2015

#2 Mistrzostwa Polski



Zarówno ten, jak i poprzedni sezon nie były dla mnie zbyt pomyślne, dlatego przed najważniejszym turniejem krajowym byłam bardzo pobudzona. Zależało mi, żeby pokazać się z jak najlepszej strony, stanąć na podium i medalami z turnieju zarówno indywidualnego jak i drużynowego udekorować ostatni rok juniorów. Jadąc w ubiegły weekend do Warszawy na Mistrzostwa Polski Juniorów byłam bardzo zmotywowana.




Wyobraźcie sobie, że strasznie Wam na czymś zależy. Być może do tego stopnia, że na chwilę obecną jest to dla Was najważniejsze na świecie. Chcecie coś komuś udowodnić, ale przede wszystkim pokazać samym sobie, że na to Was stać. Pragniecie tego tak bardzo, że będziecie o to walczyć z całych sił. Już czujecie jak adrenalina sprawia, że przez Wasze ciało przechodzą dreszcze, ogarnia Was ekscytacja.
Wyobraziliście to sobie? Tak właśnie czułam się w sobotę, dzień turnieju indywidualnego.

No i teraz po tym wszystkim wyobraźcie sobie, że na rozgrzewce potykacie się, upadacie na twarz i do tego wszystkiego okazuje się, że skręciliście kostkę, która na dodatek puchnie Wam tak, że w obwodzie jest tak wielka, jak Wasza głowa (no dobra, może trochę mnie poniosło :P ale serio mi cholernie spuchła).

Jak wielka była moja złość, to nawet teraz - mimo iż minęło parę dni - nie potrafię tego opisać. Kostka rosła coraz większa, tak samo jak ból, który odczuwałam. Opierdziel od trenera, o dziwo nie przyniósł ukojenia :P 

Leżąc w pokoju pielęgniarki usiłującej mnie trochę "naprawić", rycząc jak bóbr i przeklinając cały świat zdecydowałam się jednak walczyć, bo przecież nie po to tyle trenowałam, żeby teraz sobie odpuścić.

W pierwszym etapie eliminacji grupowych schodziłam z walk płacząc - nie wiem czy bardziej z bólu, czy może raczej ze złości, że nie jestem w stanie zrobić takich akcji, jakie bym chciała. Przed drugą grupą udało mi się chwilę posiedzieć w samotności i ochłonąć. Wydaje mi się, że właśnie dzięki temu w drugim etapie fazy grupowej udało mi się wygrać wszystkie pojedynki (nawet z przyszłą Vice Mistrzynią Polski ;))

Zastanawiałam się czy rozpisywać się o moich późniejszych walkach, ale... W zasadzie nie ma o czym gadać. Turniej ukończyłam uplasowana na miejscu 10, co było mocno poniżej moich oczekiwań. Ahh, gdybym nie była taką kaleką...

3/4 mojej drużyny ;)
Ale następnego dnia był jeszcze turniej drużynowy. Przez to, że poprzedniego dnia wcale nie najgorzej powalczyłam, trenerzy uznali, że wstawią mnie do pierwszego składu na rezerwę. Ręce, nogi, serce - wszystko rwało się do walki, jednak niestety musiałam oglądać walki mojej drużyny oraz naszych przeciwniczek z "ławki rezerwowych".
A moje dziewczyny walczyły pięknie, do tej pory nie mogę wyjść z podziwu, jak cudownie radziły sobie na planszy. Jedynie mecz półfinałowy z Warszawskim AZS AWF był odrobinę cięższy, jednak i to wygrałyśmy... Tak samo jak cały turniej!!! Jesteśmy najlepszą drużyną ever!!! ;) 





Z zawodnikami z mojego klubu zdobyliśmy łącznie 5 medali, w tym - indywidualnie: złoty medal Stasia Świerka oraz dwa brązy - Kamila Goździka i Sylwii Matuszak, a także w turnieju drużynowym: nasze złoto i brązowy medal drużyny chłopaków.

od lewej: Miśka Kostrzewa, Martyna Maksym, Sylwia Matuszak i ja :)

Cóż, patrząc całościowo, dla naszego klubu to był zdecydowanie udany turniej, ale ja osobiście odczuwam przepotężny niedosyt... Ale Mistrzostwa Polski Młodzieżowców już za miesiąc i mimo tego, że mogę wystartować tylko w turnieju drużynowym (jestem jeszcze za młoda), to jestem przekonana, że jeśli przeleję tę złość i frustrację na planszę, to będę walczyć jak nigdy ;)


ask.fm


xoxo