czwartek, 8 października 2015

#7 Ostatni ciepły wieczór

W jeden z cieplejszych wrześniowych wieczór postanowiłyśmy wybrać się z Asia nad jezioro Ślesińskie, by celebrować ostatnie chwile kończącego się lata. Już od dawna próbowałyśmy się umowić na wspólną sesję zdjęciową, jednak cieszę się, że to właśnei wtedy zabrałam aparat - łódeczki na tle zachodzącego słońca były niezwykle inspirujące i uważam, że to właśnie stworzyło klimat tej sesji.

sooo... hope you like it ;)













poniedziałek, 14 września 2015

#6 Natalie

Przeprowadzka oraz związane z nią zamieszanie (w tym brak internetu) pokrzyżowały mi nieco plany udostępnienia tego posta tak szybko, jak chciałam, jednak nareszcie mogę z dumą zaprezentować efekty naszej współpracy z Natalie Alice Barratt i Jyoti Mishrą.



Jyoti jest muzykiem (jedna z popularniejszych piosenek jego zespołu: klik), ale drugą, największą z jego pasji, jest fotografia. Jako jego fanka, zakochana w jego fotografiach odkąd ujrzałam je po raz pierwszy na portalu DeviantART, nie mogłam odmówić, gdy podczas mojej podróży po Wielkiej Brytanii dostałam zaproszenie do Derby.



Jednak dzisiaj nie zamierzam przedstawiać zdjęć, które Jyoti zrobił mi, lecz te, które "poczyniłyśmy" razem z Nat. Jestem przeszczęśliwa, że modelka zajęta robieniem PhD z chemii, znalazła czas dla takiej amatorki jak ja :P Równie wielką radość sprawiła mi możliwość pracy na sprzęcie Jyoti'ego (Canon 5D Mark III + f/1.2... marzenie *____*)



Nie mam pojęcia, skąd wziął się stereotyp, że Anglicy piją herbatę o 17... Nie jest to prawdą - piją jej olbrzymie ilości bez względu na godzinę! :D Co gorsza - piją ją niemal wyłącznie z mlekiem (no wybaczcie, ale chyba nigdy się do tego nie przekonam) i reagują niemal oburzeniem, jeśli prosi się o herbatę "bez dodatków". Mimo wysłuchania długiego wykładu o tym, dlaczego herbata z mlekiem jest lepsza niż ta bez niego, nie przekonałam się do tego zwyczaju, jednak wyjechałam z Derby bogatsza o inne doświadczenia - te, związane z fotografią. 









model & mua : Natalie Alice Barratt
help : Jyoti Mishra
photos by me 




ask.fm


czwartek, 27 sierpnia 2015

#5 UK

Daruję sobie tłumaczenie się ze swojej długiej nieobecności, bo gdybym miała wypisywać wszystko, czym byłam zajęta w ostatnim czasie, pisałabym ten post pewnie ze trzy dni ;)


Są jednak rzeczy, którymi chciałabym się podzielić.  Koniec lipca i początek sierpnia spędziłam w Wielkiej Brytanii. Głównym celem mojego wyjazdu było bliższe zapoznanie się z kulturą kraju, którego języka się uczę, a także podnoszenie moich umiejętności przy rozmowie native speakers ;P



Miasta, które udało mi się zobaczyć to Worcester, Derby, Birmingham, Oxford i oczywiście Londyn. Muszę przyznać, że największe wrażenie zrobił na mnie Oxford i gdyby ktoś kazał mi wybierać czy mam zamieszkać w stolicy czy w tym uniwersyteckim mieście, bez wahania wybrałabym to drugie.





Derby i Birmingham były miejscami, w których nie miałam zbyt wiele czasu na zwiedzanie, ponieważ zjawiłam się tam, by wykonać umówione wcześniej sesje zdjęciowe... Ale zamierzam poświęcić temu osobną notkę, zwłaszcza jeśli chodzi o Derby, bo to, jak się tam pojawiłam, uważam za dość ciekawą historię ;)




Jak wyglądał mój pobyt tam? Otóż stacjonowałam w stosunkowo małej miejscowości o nazwie Worcester u znajomych mojego taty i z tego miejsca podróżowałam we wszystkie inne. Swoje podróżowanie zaczęłam od odwiedzin moich przyjaciół w Oxfordzie. Mimo iż pogoda była iście brytyjska, zostałam oprowadzona po mieście, fotografując te prześliczne uliczki i robiąc zakupy w co oryginalniejszych sklepikach.




Razem z przyjaciółmi wyskoczyliśmy na jeden dzień do Londynu. Jeden dzień to zdecydowanie za mało by zwiedzić wszystko, co byśmy chcieli, choć i tak uważam, że przez tych parę godzin udało nam się sporo zobaczyć (m.in. Buckingham Palace, Big Ben, London Eye, Piccadilly Circus).




Po tej wycieczce wróciłam do Worcester - jednak tylko na chwilę, ponieważ w następnych dniach jechałam już do Derby oraz Birmingham.
Ogólnie mówiąc - wyjazd podsumowuje jako baaaaardzo udany, jedyne czego mi tam brakowało, to... Pieniędzy :P Zakochałam się w tych prześlicznych osiedlach oraz mentalności - chciałabym, żeby ludzie w Polsce byli dla siebie tak mili...
Zamierzam wrócić tam tak szybko, jak tylko możliwe!



wtorek, 17 marca 2015

#4 Jak wygląda mój dzień na zgrupowaniu

Aktualnie przebywam na zgrupowaniu kadry narodowej szablistek w Spale. Nie udało mi się zakwalifikować na Mistrzostwa Świata Juniorów, ale jestem tu, by pomóc się przygotować na tę imprezę moim koleżankom z reprezentacji :)

Dużo osób pyta mnie, jak wygląda takie zgrupowanie, dlatego postaram się przybliżyć, jak zazwyczaj spędzamy dnie.


Uwaga!!! 


Tylko dla ludzi o mocnych nerwach - na większości zdjęć jestem bez makijażu :D










Godzina naszej pobudki jest zależna od tego, o której zaczynamy pierwszy trening. Zazwyczaj wstaję przed 8 (i o dziwo budzę się pierwsza, mimo iż na co dzień straszny ze mnie śpioch), budzę dziewczyny, myję zęby i razem z moimi "roommates" ruszamy na śniadanie. Nie lubimy się śpieszyć, dlatego czasem spędzamy na posiłkach nawet do 45 minut, zajadając się i rozmawiając z pozostałymi dziewczynami z kadry.


Między śniadaniem, a treningiem mamy trochę czasu dla siebie. Jeśli jest to już końcówka zgrupowania i jestem już naprawdę zmęczona, to w tym czasie najwyczajniej w świecie... Wracam do spania ;) Jeśli jednak nie idę spać, to zwykle i tak wracam do łóżka i przeglądając swoje ulubione portale społecznościowe (jestem od tego uzależniona!) czekam na trening.




Na początku zgrupowania dostajemy plan, na którym rozpisane są godziny treningów oraz to, co w danym dniu będziemy robić. Treningi typowo szermiercze przeplatają się z treningami ogólnorozwojowymi, siłownią, grami zespołowymi i odnową biologiczną. Łącznie z rozgrzewką treningi trwają od 1,5 do 2 godzin.





Dla większości z nas trening nie kończy się jednak w momencie, gdy zdejmujemy stroje szermiercze. Część zawodniczek zostaje po skończonych zajęciach, by popracować indywidualnie. Rozciągamy się i ćwiczymy te partie ciała, które niekoniecznie wykonywały pracę podczas ćwiczeń szermierczych - na przykład robimy brzuszki :)





Czas na najprzyjemniejszą porę dnia! Po pierwszym treningu biegniemy szybko do pokoi by się odświeżyć i idziemy na obiad. Każdy posiłek odbywa się na zasadzie szwedzkiego stołu. I uwierzcie mi, w Spale nawet najbardziej wybredna osoba byłaby zadowolona z posiłków :)
Między obiadem i treninigiem zwykle jest około czterech godzin przerwy. W tym czasie relaksujemy się - rozmawiamy, odpoczywamy, ucinamy sobie drzemki lub... Uczymy się ;) 




Po tej przerwie wracam na drugi trening, który - tak samo jak poranny - trwa około dwóch godzin.  
Jak już wcześniej wspomniałam - na zgrupowaniach szermierczych treningi nie ograniczają się wyłącznie do trenowania naszej dyscypliny. Trenerzy przykładają również uwagę do rzeczy, które poprawiają naszą sprawność ogólną - mam na myśli na przykład ćwiczenia z płotkach, rozciąganie czy treningi z piłkami lekarskimi.
Jednak wciąż głównym celem naszego pobytu na zgrupowaniach jest szkolenie umiejętności szermierczych - przede wszystkim walczymy ze sobą do 5 i 15 trafień, a także urządzamy turniej indywidualny i drużynowy. 

 



Kiedy jestem już wykąpana i po kolacji, z reguły nie mam siły na żadne "szaleństwa". O ile plan zgrupowania nie nakazuje mi wybrać się na basen ani lekcję indywidualną z trenerem, to spędzam wieczory z koleżankami z reprezentacji: rozmawiamy, oglądamy filmy i wymieniami się ploteczkami :) 




Nie ma co ukrywać - zgrupowania są dość monotonne i niemal każdy obóz wygląda tak samo. Wszystko kręci się wokół treningów, jedzenia i wypoczynku. Pracujemy bardzo ciężko, jednak nasza postawa na treningach ma odzwierciedlenie na planszach podczas zawodów ;)


niedziela, 1 marca 2015

#3 Douglas Beauty Street



W ostatni weekend stycznia miałam okazję brać udział w Douglas Beauty Street oraz promocji butiku Ladies.

Najciekawsze w tym wszystkim jest to, jak się tam w ogóle znalazłam...
Otóż wyobraźcie sobie, że właścicielką tegoż butiku jest mama mojego kolegi z czasów gimnazjum. Z tego, co udało mi się ustalić z nim przez telefon, wychodziło na to, że w środę mam podjechać do sklepu i cyknąć pewnej modelce parę zdjęć w ich ciuszkach, bo będą się promować w czasie jakiegoś pokazu w centrum handlowym. "Czemu nie" - myślę - "może wyjdzie z tego coś fajnego, no i przy okazji wpadnie trochę grosza".
Od razu po zajęciach podjechałam do pasażu, w którym znajduje się butik.
Wyobraźcie sobie moje zdziwienie, gdy wpadając do sklepu z torbą z aparatem i obiektywami, blendą oraz statywem, dowiaduje się od pracowniczki, że właściwie to oni nie potrzebują fotografa, tylko... Modelki! I właściwie po to tutaj zostałam ściągnięta.
Pierwsze co zrobiłam, to wymieniłam się z tą panią numerami, żebyśmy nie musiały się już dogadywać przez pośredników, bo jak się okazuje, różne śmieszne rzeczy później z tego wychodzą :P
Następnie obgadałyśmy szczegóły i zaczęły się przymiarki. Miałam ten komfort, że mogłam ułożyć sobie sama kilka stylizacji, w których naprawdę dobrze się czułam i wyglądałam. Ostatecznie w czasie eventu i tak się nie przebierałam, ale... Fajnie było poczuć się jak profesjonalna stylistka mająca do wyboru mnóstwo fajnych ciuszków ;>



Co do samego eventu - poznałam bardzo dużo fajnych ludzi, z którymi zamierzam nawiązać współpracę w najbliższej przyszłości... Ale mam nadzieję, że w niedługim czasie będę mogła napisać o tym oddzielnego posta :)



makijaż: Grzegorz Lech
fotki: Czarne Owce



piątek, 13 lutego 2015

#2 Mistrzostwa Polski



Zarówno ten, jak i poprzedni sezon nie były dla mnie zbyt pomyślne, dlatego przed najważniejszym turniejem krajowym byłam bardzo pobudzona. Zależało mi, żeby pokazać się z jak najlepszej strony, stanąć na podium i medalami z turnieju zarówno indywidualnego jak i drużynowego udekorować ostatni rok juniorów. Jadąc w ubiegły weekend do Warszawy na Mistrzostwa Polski Juniorów byłam bardzo zmotywowana.




Wyobraźcie sobie, że strasznie Wam na czymś zależy. Być może do tego stopnia, że na chwilę obecną jest to dla Was najważniejsze na świecie. Chcecie coś komuś udowodnić, ale przede wszystkim pokazać samym sobie, że na to Was stać. Pragniecie tego tak bardzo, że będziecie o to walczyć z całych sił. Już czujecie jak adrenalina sprawia, że przez Wasze ciało przechodzą dreszcze, ogarnia Was ekscytacja.
Wyobraziliście to sobie? Tak właśnie czułam się w sobotę, dzień turnieju indywidualnego.

No i teraz po tym wszystkim wyobraźcie sobie, że na rozgrzewce potykacie się, upadacie na twarz i do tego wszystkiego okazuje się, że skręciliście kostkę, która na dodatek puchnie Wam tak, że w obwodzie jest tak wielka, jak Wasza głowa (no dobra, może trochę mnie poniosło :P ale serio mi cholernie spuchła).

Jak wielka była moja złość, to nawet teraz - mimo iż minęło parę dni - nie potrafię tego opisać. Kostka rosła coraz większa, tak samo jak ból, który odczuwałam. Opierdziel od trenera, o dziwo nie przyniósł ukojenia :P 

Leżąc w pokoju pielęgniarki usiłującej mnie trochę "naprawić", rycząc jak bóbr i przeklinając cały świat zdecydowałam się jednak walczyć, bo przecież nie po to tyle trenowałam, żeby teraz sobie odpuścić.

W pierwszym etapie eliminacji grupowych schodziłam z walk płacząc - nie wiem czy bardziej z bólu, czy może raczej ze złości, że nie jestem w stanie zrobić takich akcji, jakie bym chciała. Przed drugą grupą udało mi się chwilę posiedzieć w samotności i ochłonąć. Wydaje mi się, że właśnie dzięki temu w drugim etapie fazy grupowej udało mi się wygrać wszystkie pojedynki (nawet z przyszłą Vice Mistrzynią Polski ;))

Zastanawiałam się czy rozpisywać się o moich późniejszych walkach, ale... W zasadzie nie ma o czym gadać. Turniej ukończyłam uplasowana na miejscu 10, co było mocno poniżej moich oczekiwań. Ahh, gdybym nie była taką kaleką...

3/4 mojej drużyny ;)
Ale następnego dnia był jeszcze turniej drużynowy. Przez to, że poprzedniego dnia wcale nie najgorzej powalczyłam, trenerzy uznali, że wstawią mnie do pierwszego składu na rezerwę. Ręce, nogi, serce - wszystko rwało się do walki, jednak niestety musiałam oglądać walki mojej drużyny oraz naszych przeciwniczek z "ławki rezerwowych".
A moje dziewczyny walczyły pięknie, do tej pory nie mogę wyjść z podziwu, jak cudownie radziły sobie na planszy. Jedynie mecz półfinałowy z Warszawskim AZS AWF był odrobinę cięższy, jednak i to wygrałyśmy... Tak samo jak cały turniej!!! Jesteśmy najlepszą drużyną ever!!! ;) 





Z zawodnikami z mojego klubu zdobyliśmy łącznie 5 medali, w tym - indywidualnie: złoty medal Stasia Świerka oraz dwa brązy - Kamila Goździka i Sylwii Matuszak, a także w turnieju drużynowym: nasze złoto i brązowy medal drużyny chłopaków.

od lewej: Miśka Kostrzewa, Martyna Maksym, Sylwia Matuszak i ja :)

Cóż, patrząc całościowo, dla naszego klubu to był zdecydowanie udany turniej, ale ja osobiście odczuwam przepotężny niedosyt... Ale Mistrzostwa Polski Młodzieżowców już za miesiąc i mimo tego, że mogę wystartować tylko w turnieju drużynowym (jestem jeszcze za młoda), to jestem przekonana, że jeśli przeleję tę złość i frustrację na planszę, to będę walczyć jak nigdy ;)


ask.fm


xoxo